Mam
już na koncie kilka recenzji butów. Jednak ostatnio zauważyłem, że w tym
zestawieniu nie ma ani jednej pary z włoskim rodowodem. Słoneczna Italia może
poszczycić się wieloma doskonałymi producentami, więc bez większego namysłu
zdecydowałem nadrobić to zaniedbanie. Szczególnie, że butów z tego zakątka
świata nie brakuje w mojej kolekcji i dość często z nich korzystam. W pierwszej
kolejności postanowiłem zaopiniować model od Gravati z groszkowanej, brązowej
skóry.
Gravati
to rodzinna firma założona w 1909 r. we Włoszech. Dzisiaj na jej czele stoją
dwaj bracia – Ettore i Cesare Gravati, którzy osobiście nadzorują cały proces
produkcyjny. Marka specjalizuje się w wytwarzaniu wysokiej jakości butów
męskich i damskich. Główna siedziba, a zarazem fabryka, mieści się w Vigevano.
Manufaktura nie stroni od skór egzotycznych, przez co w jej kolekcjach można
natrafić na buty z pekari, strusia, kangura, krokodyla i paru innych osobliwych
zwierząt. Jak większość włoskich shoemakerów, opierają swoją produkcję głównie
na konstrukcji Blake, ale zdarzają się buty szyte metodą Blake Rapid, Bologna,
czy Goodyear Welted. Wyroby Gravati to owoc tradycyjnego rzemiosła z bardzo
dużym udziałem ręcznej pracy. Nie bez powodu są one sprzedawane w tak
znamienitych galeriach handlowych jak Bergdorf Goodman, Neiman Marcus, czy
Stanley Korshak.
Prezentowana
para Gravati trafiła mi się dość dawno temu i jak zwykle zakup miał bardzo
okazyjny charakter. Do butów nie dołączono oryginalnego kartonu i woreczków
przeciwkurzowych, ale nie zmienia to faktu, że były całkowicie nowe. Prawdopodobnie
zostały wyprodukowane na niemiecki rynek, ponieważ na wkładce widnieją napisy w
germańskim języku. Niewątpliwie jest to model vintage, ale wyjątkowo
ponadczasowy. Choć w aktualnej ofercie marki próżno go szukać, to nie można
powiedzieć, że pod względem klasycznego wzornictwa i stylu, wypadł z obiegu. Jego
sędziwe lata zdradza naszywka na wkładce, której już dawno się nie stosuje na
obuwiu włoskiej manufaktury.
Gravati
nadaje swoim butom numery, a nie nazwy. Mój model został określony jako styl
17235. Ta sekwencja cyfr znajduje się wewnątrz na bocznym skrypcie. Zaraz obok
widnieje rozmiar. Oczywiście 10. Tutaj jak nigdy mogłem sobie porównać 9 i 10,
ponieważ kupiłem od razu dwie pary. Numer 9 okazał się za ciasny, ale już
rozmiar większy był strzałem w dziesiątkę. Jak widać, nie miałem jeszcze okazji
ich przetestować w terenie. Pozwoliłem sobie jedynie na spędzenie w nich kilku
godzin w domowym zaciszu. Wiem, że to nie jest w pełni miarodajne, aczkolwiek
wystarczające, aby wychwycić miejsca potencjalnych ucisków. Buty Gravati słyną
z komfortu noszenia i wszystko wskazuje na to, że zasłużenie.
Mamy
tu do czynienia z dość ciekawym typem obuwia, często pomijanym w większości
poradników. Pośród lotników, oksfordów, monków i brogsów zazwyczaj brakuje
miejsca dla butów z noskiem o angielskiej nazwie apron toe. Rozwiązanie
konstrukcyjne spotykane na większości nowoczesnych loafersów zostało
przeniesione na buty sznurowane. Klasyczny i elegancki model, ale w Polsce
chyba niezdefiniowany. Jakby ktoś znał polskojęzyczną nazwę, to bardzo proszę o
podpowiedź. Uściślając, moja para Gravati to bluchersy z noskiem apron toe.
Jak
dobrze pamiętam, to wszystkie recenzowane przeze mnie buty posiadały konstrukcję
Goodyear Welted. Tym razem zastosowano szycie metodą Blake Rapid. To doskonała
alternatywa dla szycia ramowego, mocna, solidna, ale nie tak sztywna.
Zdecydowanie trwalsza i lepsza niż sam Blake. Omawiana para ma jeszcze
dodatkową wartość, ponieważ włożono w nią całe mnóstwo ręcznej pracy. Poszczególne
części skóry zostały wycięte przez wykwalifikowanego rzemieślnika. W zakładach
Gravati stosuje się również tzw. „hand lasting”, czyli ręczne nakładanie i
formowanie cholewki na kopycie. W dzisiejszych czasach podobne procesy należą
zdecydowanie do rzadkości, więc włoska marka ma się czym pochwalić.
Przedstawiane
buty zostały obstalowane na kopycie 664. Wygląda klasycznie, ponadczasowo i
bardzo zgrabnie. Podbicie nie jest nadzwyczajnie wysokie, ale dość elastyczne,
dzięki otwartej przyszwie. Najbardziej mi się podoba, że to kopyto, mimo swych
lat nie straciło na aktualności. Niestety nie mogę tego powiedzieć o moich loafersach
Gravati, które wyraźnie nie są już na czasie.
Od
początku moją największą uwagę przykuwała groszkowana powierzchnia cholewki. Byłem
przekonany, że tym razem to nie jest efekt mechanicznego procesu wytłaczania,
ale naturalna faktura użytej do produkcji skóry. Podejrzewałem, że pochodzi z
jelenia, ale według przedstawicieli firmy, to teksturowana skóra cielęca. Na
noskach oraz na piętach została nieco bardziej wygładzona. W przypadku
groszkowanych skór łatwiej ukryć wszelkie niedoskonałości, a tym samym trudniej
ocenić jakość surowca. Jednak wygląd i sposób, w jaki reaguje na preparaty do
pielęgnacji nie pozostawia wątpliwości. Cholewki powstały ze skóry wysokiej
klasy. Warto też wspomnieć, że nie są tak sztywne i twarde, jak w wielu
angielskich butach.
Wnętrze
w pełni pokrywa skóra naturalna. Podeszwa również jest skórzana, ale wkomponowano
w nią gumowy, ryflowany element. Ten praktyczny detal ma spełniać funkcję
antypoślizgową. Kanał ze szwami biegnącymi wzdłuż obrzeży jest ukryty pod
warstwą kruponu. Patrząc na spód, buty wydają się całkiem szerokie, jednak
kształt cholewki nadaje im smukłości. Podeszwy sprawiają wrażenie bardzo
solidnych i faktycznie wychodzą dość znacznie poza obrys cholewek. Dotyczy to
także obcasa. Przez cały obwód górnej części podeszwy biegnie dodatkowy otok
oraz szwy. Zważywszy na rzemieślniczy charakter produkcji, trochę mnie dziwi
kompletny brak gwoździków w obcasie. Połowę jego powierzchni stanowi ryflowana,
twarda guma. W tych butach żaden niekontrolowany poślizg na pewno mi nie grozi.
Wysoki
poziom wykonania i wykończeń świadczy o klasie tych butów. Są imponująco symetryczne.
Szwy biegnące wokół górnych rantów podeszw są bardzo grube. Wystarczy na nie
spojrzeć, aby w głowie od razu zrodziła się myśl, że muszą być nie do zdarcia.
W środku żadnych śladów po kleju, ani strzępiących się nici. Gumowe wstawki na podeszwach posiadają niewielkie plamy, ale nie mam pewności, czy to fabryczny mankament. Takie już kupiłem. Najbardziej nie
podoba mi się wkładka, której powierzchnia wygląda na spękaną. Choć to tylko
wizualny efekt i nie ma wpływu na nic poza estetyką, to robi średnie wrażenie.
Cieszę się też, że firma zrezygnowała z tej płóciennej naszywki, która nie
wygląda zachęcająco. Podobno kontrolą jakości zajmuje się sam Cesare Gravati.
Każda para wyprodukowana w fabryce w Vigevano, zanim trafi do kartonu, musi
przejść przez jego ręce.
Bez
wątpliwości Gravati to buty godne polecenia. Koszt, jak na polskie warunki, nie
należy do najniższych, ale summa summarum, stosunek jakości do ceny wypada
wyjątkowo korzystnie. Przede wszystkim dzięki tak dużemu wkładowi ręcznej pracy.
Wiele włoskich marek tego nie oferuje, a mimo to, potrafią być znacznie
droższe. Handmade to oczywiście nie wszystko. Do tego dochodzi wysoka jakość
wykonania, porządna konstrukcja i doskonałe skóry. Chciałbym jeszcze zwrócić
uwagę na spójność stylistyczną tego modelu. Groszkowana powierzchnia cholewki została
połączona z grubą, podwójną podeszwą i otwartą przyszwą. Nawet sznurowadła są wyważone
pod kątem grubości i nieregularnej tekstury.
Kolejna swietny wpis. Czekam na recenzję butów od Patine na kopytach mistrza Tadeusza Januszkiewicza. Może Pan jako pierwszy się na to pokusi?
OdpowiedzUsuńDziękuję. Właśnie niedawno przeczytałem o butach marki Patine i muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Kopyta wyglądają pięknie i do tego wyszły spod ręki samego mistrza Januszkiewicza. Skóry z najlepszych europejskich garbarni, konstrukcja Goodyear Welted i to wszystko zamknięte w cenie poniżej 1000zł. Dla mnie to wręcz nie do pomyślenia. Jeśli te buty faktycznie są na takim poziomie jak piszą, to tylko pogratulować. Takiej oferty nic nie przebije, a efekt wow raczej gwarantowany. W każdym razie warto nagłaśniać takie inicjatywy. Niewykluczone, że artykuł o butach Patine pojawi się na Sartoriusie.
UsuńA te "9" zostały w kolekcji czy szukaja nowego właściciela?☺
OdpowiedzUsuńZnalazły nowego właściciela bardzo szybko :)
UsuńMam dokładnie te same buty, także z niemieckimi napisami wewnątrz, w rozmiarze 9, i mogę nieco uzupełnić o wrażenia z ich użytkowania przez około 4 lata. Początkowo były bardzo często używane, a nawet nadużywane, jako podstawowe woły robocze, obecnie jednak bardzo rzadko. Trochę zmieniły się upodobania, w rotacji znalazło miejsce kilkadziesiąt innych par, a przede wszystkim ujawniły się pewne wady. Niestety bardzo się rozbiły, wręcz rozczłapały, a ponadto skóra nie starzeje się idealnie - przy szlachetniejszej skórze z wiekiem nabiera ona charakteru, patynuje się, wygląda wręcz lepiej niż w dniu zakupu. W tych Gravati niestety taki efekt nie wystąpił, co nie oznacza, że skóra wygląda gorzej, jest tylko i aż OK. Jednak trzeba powiedzieć, że bardzo dobrze wspominam te buty i dzięki tej recenzji w najbliższych dniach użyję je ponownie.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za te wartościowe uwagi. Stanowią idealne dopełnienie mojego wpisu. Życzyłbym sobie takich komentarzy pod każdą recenzją. Zawsze podkreślałem, że moje opinie są niepełne i opierają się głównie na wrażeniach dotyczących konstrukcji, jakości skór i wykonania, czyli tego, co można ocenić od razu. Traktuję je także jako formę prezentacji marki.
UsuńMam jeszcze loafersy Gravati w rozmiarze 10, które były mocniej użytkowane i muszę przyznać, że też się rozeszły, ale w granicach normy. Zauważyłem też, że teksturowane skóry (nie tylko w przypadku omawianych Gravati) ogólnie starzeją się nieco inaczej. Często właśnie brakuje tej pięknej patyny.
Cieszę się, że w ostatecznym rozrachunku jesteś zadowolony z tych butów. Ja dopiero zacząłem ich używać i jak na razie są bez zastrzeżeń.
PS. Gratuluję tak licznej kolekcji butów. Kilkadziesiąt par to robi wrażenie. Przy okazji mogę pokazać żonie, że nie jestem jedynym butofilem wśród facetów :)
Klasą aż bije na odległość! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam!
Usuń