Pamiętacie
mnie jeszcze? Zrobiłem sobie dłuższą przerwę od blogowania. Częściowo było to
wymuszone innymi obowiązkami, ale też potrzebą odpoczynku. Ostatnio zacząłem
się nawet zastanawiać, czy warto dalej to ciągnąć. Można powiedzieć, że
prowadzę Sartoriusa zaledwie na pół gwizdka. Nie jestem w stanie zaangażować
się wystarczająco mocno, aby blog wyglądał i prosperował zgodnie z moimi
oczekiwaniami. Mimo wszystko, to nadal moja pasja, którą chcę się z Wami dzielić.
Dlatego idę dalej wytyczoną ścieżką, a dziś na tej drodze znalazła się letnia
stylizacja wypełniona lnem.
Len
jest po prostu stworzony na lato. Właśnie o tej porze roku wyciągamy z szafy
koszule, marynarki i spodnie uszyte z roślinnego włókna. Jego chłodzące właściwości
zapewniają komfort w upalne dni, a nieformalny charakter doskonale się wpisuje
w okres urlopów i wypoczynku. Dla niektórych wysoka gnietliwość lnianej tkaniny
stanowi znaczący problem, ale według mnie na tym polega jej urok. Surowy wygląd
i często wyrazista, płócienna faktura zdecydowanie dopełniają pożądanego efektu.
W moim dzisiejszym zestawie dominuje właśnie len. Dzięki niemu całość staje się
bardziej swobodna i daleka od sztywnego uniformu.
Lniana
marynarka posiada niejednolity, brązowy odcień poprzecinany rdzawą kratą
windowpane. Płócienny splot oraz charakterystyczne zgrubienia tworzą kwintesencję
tej nieformalnej tkaniny. Nakładane kieszenie jeszcze bardziej zaostrzają nieoficjalny
wydźwięk marynarki. Najbardziej nie odpowiada mi w niej pełna podszewka. Co
prawda nie ma wpływu na wygląd zewnętrzny, ale ogranicza cyrkulację powietrza.
Moim zdaniem, lniana, a właściwie każda letnia marynarka powinna być pozbawiona
podszewki przynajmniej na plecach. Takie rozwiązanie gwarantuje znacznie lepszy
komfort termiczny. Poza tym jednym mankamentem nie mogę na nią narzekać. Na
materiale oczywiście tworzą się marszczenia, ale nie są aż tak drastyczne.
Myślę, że byłyby do zaakceptowania nawet dla niektórych przeciwników lnu.
Koszula
również została uszyta ze stuprocentowej tkaniny lnianej. Kolor niebieskiego
melanżu wieńczą brązowe paski. Len jest dość szorstki, więc w styczności z
ciałem może okazać się mniej przyjemny, aniżeli delikatne odmiany bawełny.
Najbardziej odczuwalne jest to właśnie w przypadku koszul. Jednak uczucie
chłodu jest w stanie zrekompensować drobne niedogodności.
Alternatywą
dla czystego lnu są jego mieszanki z bawełną. Z takiego materiału w proporcjach
niemal pół na pół powstały moje spodnie. Dodatek bawełny nieco niweluje
tendencje lnu do gniecenia się. Kremowe chinosy, stosownie do obranego poziomu
formalności, nie są zaprasowane w kant oraz posiadają mankiety. Podobnie jak w
marynarce zastosowano tutaj płócienny splot, aczkolwiek drobniejszy i bardziej
ścisły.
Surowa
natura lnu wymaga odpowiednich dodatków. Latem często rezygnuje się z krawatów,
ale ja zdecydowałem się na jedwabny knit. Dziergana, wyjątkowo chropowata forma
doskonale sprawdza się w połączeniu z lnianym zestawem. Kolorystycznie
dopasowałem go do kraty na marynarce. Knit samą swoją fakturą dodaje
wyrazistości, a pomarańczowa barwa jeszcze bardziej ją pogłębia. W podobnym
odcieniu występują skarpetki, na których dodatkowo widnieje wzór argyle z
elementami brązu i beżu.
W
kieszonce piersiowej umieściłem poszetkę z matowego jedwabiu. Mogłaby być
lniana lub bawełniana, ale nie miałem w odpowiednim kolorze. Chustka nie jest
już tak wyrazista jak krawat, ale może to i dobrze. Za dużo mocnych akcentów
nie zawsze daje właściwy efekt.
Do
dzisiejszego zestawienia dobrałem zamszowe, brązowe derby z jasnymi,
kontrastowymi przeszyciami. Są to jedne z moich pierwszych, lepszych jakościowo
butów. Mam je już kawał czasu i nadal dobrze się trzymają. Co ciekawe, to
jedyna para w rozmiarze 8,5, którą jestem w stanie nosić bez dyskomfortu (choć
początki były ciężkie). Przyznam, że do lnu najbardziej lubię nosić na nogach
właśnie zamsz. Oba materiały świetnie się dopełniają i przede wszystkim spójnie
wyglądają.
Przy
okazji sesji fotograficznej postanowiłem zaprezentować teczkę, którą ostatnio
udało mi się nabyć. Filofax Malden wykonano ze skóry bawolej. Dzięki niej
powierzchnia ma niejednolitą barwę i specyficzną fakturę. Bardzo lubię takie
akcesoria. Nie dość, że cieszą oko, to są naprawdę praktyczne.
Cieszę
się, że udało mi się przełamać stagnację tym wpisem. Mam wielkie zasoby
pomysłów, ale równocześnie mnóstwo ograniczeń. Czytelników proszę o
wyrozumiałość. W dzisiejszym świecie życie płynie bardzo szybko, a na pasję
zostaje mi niewiele czasu. Mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni…
Marynarka – Gant
Koszula – Doriani
Spodnie – Mabitex
Krawat – Ascot
Skarpetki – Bugatti
Buty – Moreschi
Teczka – Filofax
Ja się bardzo cieszę, że wróciłeś! Zawsze z przyjemnością czytam i oglądam Twoje posty. Są bardzo inspirujące i uważam Ciebie za jednego z najlepszych bloggerów podejmujących temat casualowej i klasycznej męskiej elegancji. Szkoda by było gdybyś zniknął! Dobrze mieć kolegę pod krawatem, któremu również sprawia przyjność bycie elegantem. Poza tym także jestem z Gdańska, co tym bardziej czyni bliskim :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tak miłe słowa! To właśnie takie komentarze stają się motywacją do dalszej pracy. Pozdrawiam serdecznie kolegę z Gdańska :)
UsuńCzekam na kolejne wpisy. To jeden z najlepszych blogów traktujących o modzie męskiej. Trzymać tak dalej!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Każdy taki komentarz, to dla mnie wyróżnienie! Będę się starał!
UsuńNie rezygnuj, super wpis i blog!!!!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Cieszę się, że mam grono stałych Czytelników, na których zawsze mogę liczyć.
UsuńA może tez jakiś temat o perfumach niszowych.....
UsuńNiestety w tym temacie za słabo się czuję. Najbliższy wpis będzie o notatnikach. Pozdrawiam.
UsuńTeż długo czekałem na kolejny post.Też uważam, że to znakomity blog modowy. Może najbardziej merytoryczny ze wszystkich blogów.Dziwi mnie tylko, że masz stosunkowo mało komentarzy. Natomiast gdy publikujesz na blogu MV, to odzew jest duży.Tak więc nie rezygnuj!!!Pisz dalej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa wsparcia i docenianie mojej pracy! Naprawdę żałuję, że nie publikuję więcej i częściej. Mr Vintage to profesjonalny blog z całą rzeszą zdobywanych latami Czytelników, więc faktycznie odzew jest tam dużo większy. Natomiast Sartorius jest nadal mało znany, ale to w pewnym stopniu moja wina. Kompletnie zaniedbuję promowanie strony. Aktywność w mediach społecznościowych też pozostawia wiele do życzenia. Mimo wszystko cieszę się z tych Czytelników, których mam oraz z tych nielicznych komentarzy. Pozdrawiam.
UsuńProszę pisać! Jak najwięcej! Proszę nie składać broni, jest jeszcze dużo zrobienia!
OdpowiedzUsuńTo prawda. Jest jeszcze dużo do zrobienia!
UsuńCzekam na nowe wpisy. Nie rzucaj ręcznika!
OdpowiedzUsuńNie lubię się poddawać, ale też nie lubię robić czegoś na pół gwizdka. Tak czy owak, jeszcze się postaram!
UsuńSuper, że wróciłeś naprawdę fajnie czyta się bloga dlatego pisz jak najczęściej
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że nie mogę zbyt często. Ale będę się starał!
UsuńBardzo ładnie się prezentujęsz w tej stylizacji :) Len jest w modzie!
OdpowiedzUsuń