Wśród
wiszących w mojej szafie zimowych okryć dominują płaszcze. Kurtki to moja pięta
achillesowa. Jednak to te pierwsze, bardziej eleganckie lepiej się wpisują w preferowany
przeze mnie styl. W odróżnieniu od ostatniej stylizacji, gdzie dyplomatka miała
jedynie kolor kamelowy, dzisiaj przedstawiam płaszcz z prawdziwej,
stuprocentowej wełny z wielbłąda. Materiał ten jest motywem przewodnim sesji,
jako że szal również w pełni został z niego zrobiony.
Wełna
wielbłądzia (camel, camel hair) należy do włókien klasy premium. Jej produkcja
w porównaniu do owczej jest bardzo niska. Ze względu na doskonałe właściwości
termoizolacyjne projektanci chętnie wykorzystują ją do szycia ciepłej odzieży.
Płaszcze, marynarki, swetry, ale i mniejsze dodatki jak szale, czapki,
skarpetki – to wszystko można znaleźć wśród wyrobów z wielbłądziego surowca.
Często ten materiał jest tylko dodatkiem do zwykłej wełny, a rzecz mająca w
składzie czysty kamel to prawdziwy rarytas.
Płaszcze
z wełny wielbłądziej kojarzą się przede wszystkim z modelami polo, które
dawniej okrywały graczy w polo podczas przerw i po zakończeniu zawodów. Mój
dzisiejszy płaszcz ma prosty krój z charakterystycznym, szerokim kołnierzem,
który znakomicie osłania szyję i okolice twarzy w mroźnych warunkach. Nie jest nadzwyczajnie
długi, sięga przed kolano. Dzięki temu bardziej chroni przed chłodem, ale też zachowuje
sportowy charakter. Skośne kieszenie bez patek również obniżają jego
formalność. Zapina się na cztery guziki, więc dość wysoko. Przez to nie pozwala
zanadto wyeksponować koszuli i krawata. W zamian gwarantuje przyjemne ciepło i
solidną ochronę przed mrozem. Szczególnie, że materiał jest dość gruby, rzekłbym
nawet pluszowy. Cechuje się też miękkością i delikatnością, co decyduje o miłym,
subtelnym chwycie. Najbardziej w tym płaszczu podoba mi się naturalny,
wielbłądzi kolor. Okrycia z tej luksusowej wełny najczęściej są tak ubarwione,
oczywiście abstrahując od różnorodności odcieni beżów. Poza tym włókna o
naturalnej barwie, nie poddawane farbowaniu, przeważnie zapewniają większą
jedwabistość i miękkość.
Moja
stylizacja tym razem ma luźniejszą formę, jako że brakuje w niej marynarki.
Zamiast tego założyłem sweter. Całość stanowi typowy, weekendowy strój.
Zazwyczaj element ożywiający w moich zestawach stanowił krawat. Dzisiaj tą rolę
przejął właśnie sweter, przede wszystkim dzięki nasyconej, zielonej barwie.
Przez swój kaszmirowo jedwabny skład jest bardzo delikatny, a do tego cienki.
Bałem się, że jego lekkość i subtelny połysk będzie się gryźć z dużo grubszymi
spodniami o matowej fakturze, ale na zdjęciach kompletnie tego nie widać.
W
stylizacji pojawiła się koszula w biało czerwoną, niezbyt dużą kratkę gingham.
Wyraziste kolory zawsze wprowadzają więcej życia do stroju, bez względu na to,
w której części zestawienia się znajdą. Już wcześniej pisałem, że bordo
świetnie się sprawdza w połączeniu z beżem. Tak samo działa czerwień. Do
koszuli dobrałem ciemnobordowy krawat w złocistą kratę korespondującą
kolorystycznie z płaszczem. Przy okazji proszę zwrócić uwagę na różnicę
wielkości krat na obu elementach. O zasadach łączenia tych samych wzorów pisałem tutaj.
W
przypadku spodni postawiłem na ciemniejszy kolor, aby wprowadzić pewien
dysonans w stosunku do pozostałych jasnych i jaskrawych barw. Dzięki temu
zestaw staje się bardziej harmonijny, a przy zapiętym płaszczu powstaje względnie
stonowany wygląd. Tkanina spodni jest grubsza, jak przystało na tą porę.
Posiada matową fakturę i wzór w kratkę. Beżowy overcheck, podobnie jak krata na
krawacie, współgra z kolorem płaszcza, a nawet butów.
Na
ziemi leżało sporo śniegu, więc zdecydowałem się na buty ponad kostkę,
zwłaszcza, że plener nie był zbyt miejski. Patrząc na buty można by rzec, że to
włoski odpowiednik chukka, bardziej finezyjny, o dynamicznym kopycie, z
ozdobnymi dziurkowaniami. Skóra w odcieniu brązu z przyciemnianymi noskami. Musiałem
trochę w nich uważać z powodu skórzanych podeszw. Przy takiej kombinacji łatwo
wpaść w poślizg. Na ośnieżonych nawierzchniach zdecydowanie lepiej sprawdza się
guma, albo przynajmniej podzelowana skóra. Między spodniami, a butami widnieją
skarpetki w ciemnej tonacji bordo.
Zimowa
garderoba wymaga pewnych nieodzownych dodatków. Dlatego nie mogło zabraknąć
szala i rękawiczek. Jak już wspomniałem na wstępie szalik, podobnie jak płaszcz,
wykonano z wełny wielbłądziej. Jednak kolor w tym przypadku nie jest naturalny.
Szal został ufarbowany przez producenta na bordo. Pasuje więc do reszty
stylizacji. Rękawiczki zbliżone kolorystycznie do butów i paska (którego z
resztą nie widać) w myśl zasady – „wszystkie elementy skórzane powinny być w
podobnym ubarwieniu”.
Płaszcz – L’Homme Moderne
Sweter – Zanone
Koszula – Mc Neal
Krawat – Royal Class
Spodnie – Banana Republic
Buty – Giulio Moretti
Szal – Valentino
Rękawiczki – Gant
A czy zapinanie ostatniego guzika w płaszczu to nie faux pas? Podobnie jak w marynarkach i kamizelkach? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie jest to faux pas, choć są osoby, które również w płaszczach pozostawiają ostatni guzik odpięty. Ja też czasami tak robię, ale to bardziej forma sprezzatury, niż jakiejkolwiek zasady. Chodzi o to, że okrycia wierzchnie nosimy niemal wyłącznie na zewnątrz. Ich nadrzędnym celem zawsze była ochrona przed chłodem, więc z logicznego punktu widzenia guziki powinny być w pełni zapięte. Pozdrawiam.
UsuńDziekuję za wspaniały blog.Jako matka i żona szukam tu inspiracji.Zawsze znajduję.Gosia
OdpowiedzUsuńJa dziękuję za miłe słowo pani Gosiu. Cieszę się, że również kobiety tu zaglądają.
UsuńBardzo elegancka męska stylizacja! Wełniane płaszcze to bardzo modny i praktyczny element męskiej garderoby.
OdpowiedzUsuń