Buty
Edwarda Greena pojawiały się na moim blogu niejednokrotnie, ale zawsze w ramach
stylizacji. Tym razem chciałbym przedstawić recenzję loafersów tej prestiżowej,
angielskiej manufaktury. Model Montpellier jest raczej rzadko spotykany, ale
właśnie taki zasilił moją kolekcję ponad rok temu. Na szczęście nie są to
jedyne buty tego producenta, jakie posiadam. Dzięki temu moja ocena będzie miała
znacznie szerszy wymiar.
Edward
Green to jedna z najbardziej prestiżowych manufaktur obuwniczych z Wielkiej
Brytanii. Została założona w 1890 r. w światowym zagłębiu szewskiego rzemiosła
– Northampton, gdzie mimo ponad stuletniej historii nadal odbywa się produkcja.
Około sześćdziesięciu wykwalifikowanych rzemieślników wytwarza mniej więcej 350
par butów tygodniowo. Każda z nich powstaje w oparciu o tradycyjne metody i niemały
wkład ręcznej pracy. Buty Edwarda Greena to przede wszystkim ponadczasowa
elegancja i kwintesencja brytyjskiego stylu.
Jak
to najczęściej bywa, moje buty kupiłem na jednym z portali aukcyjnych za ułamek
ceny sugerowanej przez producenta. Jako para powystawowa, nosiła nieznaczne
ślady przymierzania, zwłaszcza na skórzanych podeszwach. Niestety w komplecie
nie było oryginalnego kartonu, ani woreczków przeciwkurzowych. Jednak takie
drobiazgi zupełnie nie umniejszają mojej radości z okazyjnego zakupu.
Na
pierwszy rzut oka model Montpellier to typowe, klasyczne penny loafersy. Dopiero
po bliższych oględzinach uwagę przykuwa jeden charakterystyczny element.
Wyróżnia je wydłużony, poprzeczny panel obejmujący całą cholewkę od lewej do
prawej. Podobny detal, tylko dużo szerszy występuje w butach siodłatych.
Zapewne dlatego na stronie internetowej Greena Montpelliery nazywa się „Full
saddle loafer”. Panel jest w pełni zszyty z cholewką, więc pensówki tam się nie
wciśnie. Moja para pochodzi najprawdopodobniej z połowy lat 90’, ale nawet dziś
można je kupić na oficjalnej stronie w niezmienionej formie.
Buty
Edward Green Montpellier obstalowano na kopycie 184. Zostało ono stworzone z
myślą o eleganckich, klasycznych loafersach. Powstaje na nim również bardzo
popularny model Piccadilly oraz Belgravia. Kopyto 184 prezentuje się naprawdę
zgrabnie. Szersze śródstopie przechodzi w dość wyraźnie zwężony nosek. Podbicie
nie należy do najwyższych i niestety czuję w tym miejscu lekki ucisk. Liczę na
to, że z czasem dyskomfort zniknie.
Wewnątrz
butów na bocznej podszewce znajduje się niewielki owal, a w nim m.in. ręcznie
wypisany rozmiar. Edward Green podaje zarówno angielski, jak i amerykański
odpowiednik. Tak więc na moich loafersach podany jest rozmiar 10 UK i 10,5 US.
Powinien być idealny, ponieważ taki właśnie noszę. Jednak za każdym razem gdy
je zakładam, moje stopy szybko dają mi do zrozumienia, że mają nieco za mało
miejsca. Może to kwestia niedopasowanego kopyta, a może potrzeby dłuższego
rozchodzenia. Przyznam szczerze, że miałem je założone zaledwie kilka razy i to
na krótkich dystansach. Konstrukcja cholewki w butach Edwarda Greena jest dosyć
sztywna i mocno się trzyma. Z jednej strony to dobrze, ponieważ tworzy solidną
ramę, która będzie trzymać kształt przez długie lata. Z drugiej strony ta
zaleta przekłada się na znacznie oporniejsze rozbijanie butów.
Edward
Green opiera konstrukcję swojego obuwia na tradycyjnej metodzie Goodyear
Welted. W przypadku Montpellier’ów nie jest inaczej. Swoją drogą, to też
przyczyna twardszej budowy, której rozchodzenie wymaga więcej czasu. Mamy tutaj
do czynienia z krytym kanałem. Jak wiadomo, takie rozwiązanie kojarzy się
głównie z wyższą półką w świecie obuwniczym. Green od dawna stosuje je w
większości swoich modeli.
Brązowy
odcień moich loafersów to dark oak antique, jak nazywa go producent. Ręcznie
nakładane warstwy koloryzujące tworzą przepiękny, głęboki efekt patyny. Dzięki
temu ciemny antyczny dąb nie jest jednolity, lecz dwutonowy. Wygląda bardzo
szlachetnie.
Jednym
z największych atutów tych butów jest skóra. Angielski producent na cholewy stosuje
najlepsze, wyselekcjonowane cielęce skóry z Francji i Włoch. Na podstawie
wszystkich posiadanych przeze mnie par od Greena, mogę śmiało potwierdzić, że
ich jakość jest wyjątkowa. To naprawdę pierwsza liga. W Montpellier’ach mięsista
skóra posiada ścisłe ziarno i nawet bez polerowania wydobywa się z niej
nadzwyczajny blask. Brązowy kolor jeszcze bardziej uwydatnia jej piękno.
Przyglądając się wnętrzu moich loafersów z łatwością można wywnioskować, że Edward Green dba
nie tylko o cholewki, ale również o skórzaną wyściółkę. Środek Montpellier’ów
jest w pełni obłożony skórą naturalną bardzo dobrego gatunku. Dzięki temu są
jeszcze bardziej kompletne pod względem jakości.
Podeszwa
również jest całkowicie skórzana. Producent podaje, że krupon jest roślinnie
garbowany, a proces bazujący na korze dębu, świerku i mimozy trwa dziewięć
miesięcy. Tradycyjne metody zapewniają niezrównany komfort i trwałość. Myślę że
jest w tym dużo prawdy. Podeszwy w moich wysokich trzewikach od Greena
wyglądają na niezniszczalne i rzeczywiście ścierają się bardzo wolno. Tyle że
są grube i kilkuwarstwowe. Pozostałe modele, łącznie z Montpellier mają cienkie
spody i zauważyłem w nich jeden mankament. Wszystkie trzy pary posiadają
delikatne rozwarstwienia widoczne z boku między ramą, a podeszwą właściwą. Są
minimalne i but się przez to nie rozpadnie, ale trochę mnie ta wada zaskoczyła.
Gdyby dotyczyło to tylko jednej pary, pomyślałbym, że to wina złego
przechowywania, za dużej wilgoci lub po prostu błąd produkcyjny. Być może swoje
zrobił czas. Od ich wyprodukowania minęło sporo lat i choć nie są mocno
wyeksploatowane, to w połączeniu z innymi czynnikami, też mogło stać się
przyczyną powstania rozwarstwień.
Na tym zdjęciu widoczne rozwarstwienie podeszwy. |
Podeszwy
są ładnie wyprofilowane. Od spodu zostały zabarwione na dwa kolory. Na
środkowej, czarnej sekcji znajduje się napis „Made in England”. Czcionka podoba
mi się dużo bardziej niż we współczesnych modelach. Kilkuwarstwowy skórzany
obcas jest zakończony gumowym flekiem w kształcie jaskółczego ogona. Dzisiaj ten
kawałek gumy jest ścięty prosto. Zmienił się także układ mosiężnych gwoździków.
W moich butach nie przebiegają wzdłuż linii fleka, ale reszta wygląda tak samo.
Patrząc
na jakość wykonania, zwyczajnie nie ma się do czego przyczepić. Szwy są
precyzyjne, biegną prosto i są ścisłe. Kompletny brak śladów po kleju, czy
strzępiących nitkach. Wkładki dopasowane idealnie. Wszystkie wykończenia na
naprawdę wysokim poziomie.
Buty
Edwarda Greena prezentują doskonałą jakość. Co prawda moje można przypisać do
vintage, ponieważ zostały wyprodukowane około 20 lat temu. Jednak nie sądzę,
aby wiele się zmieniło w systemie produkcyjnym i jakościowym. Buty nadal
wychodzą z tej samej fabryki, firma stosuje te same, tradycyjne metody i ręczne
wykończenia. Poza tym ciągle pozyskuje się wyselekcjonowane skóry z najlepszych
garbarni. Co najważniejsze, kolejne pokolenia dżentelmenów zaopatrują się w
brytyjskiej manufakturze. Pewnie by tak nie było, gdyby jakość wyrobów Greena
nie wzbudzała zaufania. Według mnie ich największą wadą jest bardzo wysoki
koszt. W regularnej cenie jednej pary Edwarda Greena można kupić dwie pary
Crockett & Jones. Różnica w jakości nie jest aż tak znacząca, więc gdybym
miał wybór, to osobiście wolałbym cieszyć się podwójnym zestawem i tak
świetnego obuwia. Oczywiście myślę tutaj kategoriami ekonomicznymi, ale jeśli
ktoś nie musi się liczyć z pieniędzmi, to pewnie warto wydać więcej na buty od
Greena. Akurat w przypadku tej marki nalicza się bardzo wysoki „podatek od
prestiżu”. Ma to swoje uzasadnienie, ponieważ ich produkty należą do dóbr
luksusowych. Na szczęście można czasem trafić na okazje i wtedy zdecydowanie
warto sprawić sobie prezent sygnowany podpisem „Edward Green”.
Witam ! Piękne buty E. Greena. Ładnie się prezentują z tymi spodniami.Bardzo też ciekawy artykuł. jak długo trwa przygotowanie takiego postu?Ile kosztują buty tej marki np. Oksfordy.Pozdrawiam. B.
OdpowiedzUsuńWitam ! Piękne buty E. Greena. Ładnie się prezentują z tymi spodniami.Bardzo też ciekawy artykuł. jak długo trwa przygotowanie takiego postu?Ile kosztują buty tej marki np. Oksfordy.Pozdrawiam. B.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie i dziękuję za komentarz! Z postami różnie bywa. Niektóre piszę w jeden dzień, a na inne potrzeba nawet kilka.
OdpowiedzUsuńZa buty Edwarda Greena w regularnej cenie trzeba zapłacić zwykle ponad 900 funtów. Według mnie życzą sobie trochę za dużo. Stosunek jakości do ceny nie wypada zbyt dobrze, ale za mniejszą sumę jak najbardziej warto.
Pozdrawiam
super
OdpowiedzUsuńCo klasyka to klasyka. Z tym, że ja zamiast wkładanych butów wolę wiązane. Ale to już kwestia gustu. Ciekawy wybór eleganckich i jakościowo dobrych butów znalazłem ostatnio na https://butymodne.pl/nikopol-skora-naturalna-p29.f125.html . Z rozmiarówką też nie ma problemu.
OdpowiedzUsuńWyglądają przepięknie. Widać, że wyróżnia je jakoś wykonania oraz styl
OdpowiedzUsuńRecenzja butów Edward Green jest bardzo szczegółowa. Twoje przemyślenia na temat jakości i stylu tych butów są niezwykle cenne.
OdpowiedzUsuńTomkar