26 sierpnia 2018

BUTY EDWARD GREEN


Buty Edwarda Greena pojawiały się na moim blogu niejednokrotnie, ale zawsze w ramach stylizacji. Tym razem chciałbym przedstawić recenzję loafersów tej prestiżowej, angielskiej manufaktury. Model Montpellier jest raczej rzadko spotykany, ale właśnie taki zasilił moją kolekcję ponad rok temu. Na szczęście nie są to jedyne buty tego producenta, jakie posiadam. Dzięki temu moja ocena będzie miała znacznie szerszy wymiar.
 
Edward Green to jedna z najbardziej prestiżowych manufaktur obuwniczych z Wielkiej Brytanii. Została założona w 1890 r. w światowym zagłębiu szewskiego rzemiosła – Northampton, gdzie mimo ponad stuletniej historii nadal odbywa się produkcja. Około sześćdziesięciu wykwalifikowanych rzemieślników wytwarza mniej więcej 350 par butów tygodniowo. Każda z nich powstaje w oparciu o tradycyjne metody i niemały wkład ręcznej pracy. Buty Edwarda Greena to przede wszystkim ponadczasowa elegancja i kwintesencja brytyjskiego stylu.


Jak to najczęściej bywa, moje buty kupiłem na jednym z portali aukcyjnych za ułamek ceny sugerowanej przez producenta. Jako para powystawowa, nosiła nieznaczne ślady przymierzania, zwłaszcza na skórzanych podeszwach. Niestety w komplecie nie było oryginalnego kartonu, ani woreczków przeciwkurzowych. Jednak takie drobiazgi zupełnie nie umniejszają mojej radości z okazyjnego zakupu.


Na pierwszy rzut oka model Montpellier to typowe, klasyczne penny loafersy. Dopiero po bliższych oględzinach uwagę przykuwa jeden charakterystyczny element. Wyróżnia je wydłużony, poprzeczny panel obejmujący całą cholewkę od lewej do prawej. Podobny detal, tylko dużo szerszy występuje w butach siodłatych. Zapewne dlatego na stronie internetowej Greena Montpelliery nazywa się „Full saddle loafer”. Panel jest w pełni zszyty z cholewką, więc pensówki tam się nie wciśnie. Moja para pochodzi najprawdopodobniej z połowy lat 90’, ale nawet dziś można je kupić na oficjalnej stronie w niezmienionej formie.


Buty Edward Green Montpellier obstalowano na kopycie 184. Zostało ono stworzone z myślą o eleganckich, klasycznych loafersach. Powstaje na nim również bardzo popularny model Piccadilly oraz Belgravia. Kopyto 184 prezentuje się naprawdę zgrabnie. Szersze śródstopie przechodzi w dość wyraźnie zwężony nosek. Podbicie nie należy do najwyższych i niestety czuję w tym miejscu lekki ucisk. Liczę na to, że z czasem dyskomfort zniknie.




Wewnątrz butów na bocznej podszewce znajduje się niewielki owal, a w nim m.in. ręcznie wypisany rozmiar. Edward Green podaje zarówno angielski, jak i amerykański odpowiednik. Tak więc na moich loafersach podany jest rozmiar 10 UK i 10,5 US. Powinien być idealny, ponieważ taki właśnie noszę. Jednak za każdym razem gdy je zakładam, moje stopy szybko dają mi do zrozumienia, że mają nieco za mało miejsca. Może to kwestia niedopasowanego kopyta, a może potrzeby dłuższego rozchodzenia. Przyznam szczerze, że miałem je założone zaledwie kilka razy i to na krótkich dystansach. Konstrukcja cholewki w butach Edwarda Greena jest dosyć sztywna i mocno się trzyma. Z jednej strony to dobrze, ponieważ tworzy solidną ramę, która będzie trzymać kształt przez długie lata. Z drugiej strony ta zaleta przekłada się na znacznie oporniejsze rozbijanie butów.



Edward Green opiera konstrukcję swojego obuwia na tradycyjnej metodzie Goodyear Welted. W przypadku Montpellier’ów nie jest inaczej. Swoją drogą, to też przyczyna twardszej budowy, której rozchodzenie wymaga więcej czasu. Mamy tutaj do czynienia z krytym kanałem. Jak wiadomo, takie rozwiązanie kojarzy się głównie z wyższą półką w świecie obuwniczym. Green od dawna stosuje je w większości swoich modeli.    

Brązowy odcień moich loafersów to dark oak antique, jak nazywa go producent. Ręcznie nakładane warstwy koloryzujące tworzą przepiękny, głęboki efekt patyny. Dzięki temu ciemny antyczny dąb nie jest jednolity, lecz dwutonowy. Wygląda bardzo szlachetnie.


Jednym z największych atutów tych butów jest skóra. Angielski producent na cholewy stosuje najlepsze, wyselekcjonowane cielęce skóry z Francji i Włoch. Na podstawie wszystkich posiadanych przeze mnie par od Greena, mogę śmiało potwierdzić, że ich jakość jest wyjątkowa. To naprawdę pierwsza liga. W Montpellier’ach mięsista skóra posiada ścisłe ziarno i nawet bez polerowania wydobywa się z niej nadzwyczajny blask. Brązowy kolor jeszcze bardziej uwydatnia jej piękno.



Przyglądając się wnętrzu moich loafersów z łatwością można wywnioskować, że Edward Green dba nie tylko o cholewki, ale również o skórzaną wyściółkę. Środek Montpellier’ów jest w pełni obłożony skórą naturalną bardzo dobrego gatunku. Dzięki temu są jeszcze bardziej kompletne pod względem jakości.


Podeszwa również jest całkowicie skórzana. Producent podaje, że krupon jest roślinnie garbowany, a proces bazujący na korze dębu, świerku i mimozy trwa dziewięć miesięcy. Tradycyjne metody zapewniają niezrównany komfort i trwałość. Myślę że jest w tym dużo prawdy. Podeszwy w moich wysokich trzewikach od Greena wyglądają na niezniszczalne i rzeczywiście ścierają się bardzo wolno. Tyle że są grube i kilkuwarstwowe. Pozostałe modele, łącznie z Montpellier mają cienkie spody i zauważyłem w nich jeden mankament. Wszystkie trzy pary posiadają delikatne rozwarstwienia widoczne z boku między ramą, a podeszwą właściwą. Są minimalne i but się przez to nie rozpadnie, ale trochę mnie ta wada zaskoczyła. Gdyby dotyczyło to tylko jednej pary, pomyślałbym, że to wina złego przechowywania, za dużej wilgoci lub po prostu błąd produkcyjny. Być może swoje zrobił czas. Od ich wyprodukowania minęło sporo lat i choć nie są mocno wyeksploatowane, to w połączeniu z innymi czynnikami, też mogło stać się przyczyną powstania rozwarstwień.

Na tym zdjęciu widoczne rozwarstwienie podeszwy.


Podeszwy są ładnie wyprofilowane. Od spodu zostały zabarwione na dwa kolory. Na środkowej, czarnej sekcji znajduje się napis „Made in England”. Czcionka podoba mi się dużo bardziej niż we współczesnych modelach. Kilkuwarstwowy skórzany obcas jest zakończony gumowym flekiem w kształcie jaskółczego ogona. Dzisiaj ten kawałek gumy jest ścięty prosto. Zmienił się także układ mosiężnych gwoździków. W moich butach nie przebiegają wzdłuż linii fleka, ale reszta wygląda tak samo.


Patrząc na jakość wykonania, zwyczajnie nie ma się do czego przyczepić. Szwy są precyzyjne, biegną prosto i są ścisłe. Kompletny brak śladów po kleju, czy strzępiących nitkach. Wkładki dopasowane idealnie. Wszystkie wykończenia na naprawdę wysokim poziomie.




Buty Edwarda Greena prezentują doskonałą jakość. Co prawda moje można przypisać do vintage, ponieważ zostały wyprodukowane około 20 lat temu. Jednak nie sądzę, aby wiele się zmieniło w systemie produkcyjnym i jakościowym. Buty nadal wychodzą z tej samej fabryki, firma stosuje te same, tradycyjne metody i ręczne wykończenia. Poza tym ciągle pozyskuje się wyselekcjonowane skóry z najlepszych garbarni. Co najważniejsze, kolejne pokolenia dżentelmenów zaopatrują się w brytyjskiej manufakturze. Pewnie by tak nie było, gdyby jakość wyrobów Greena nie wzbudzała zaufania. Według mnie ich największą wadą jest bardzo wysoki koszt. W regularnej cenie jednej pary Edwarda Greena można kupić dwie pary Crockett & Jones. Różnica w jakości nie jest aż tak znacząca, więc gdybym miał wybór, to osobiście wolałbym cieszyć się podwójnym zestawem i tak świetnego obuwia. Oczywiście myślę tutaj kategoriami ekonomicznymi, ale jeśli ktoś nie musi się liczyć z pieniędzmi, to pewnie warto wydać więcej na buty od Greena. Akurat w przypadku tej marki nalicza się bardzo wysoki „podatek od prestiżu”. Ma to swoje uzasadnienie, ponieważ ich produkty należą do dóbr luksusowych. Na szczęście można czasem trafić na okazje i wtedy zdecydowanie warto sprawić sobie prezent sygnowany podpisem „Edward Green”. 









6 komentarzy:

  1. Witam ! Piękne buty E. Greena. Ładnie się prezentują z tymi spodniami.Bardzo też ciekawy artykuł. jak długo trwa przygotowanie takiego postu?Ile kosztują buty tej marki np. Oksfordy.Pozdrawiam. B.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam ! Piękne buty E. Greena. Ładnie się prezentują z tymi spodniami.Bardzo też ciekawy artykuł. jak długo trwa przygotowanie takiego postu?Ile kosztują buty tej marki np. Oksfordy.Pozdrawiam. B.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam serdecznie i dziękuję za komentarz! Z postami różnie bywa. Niektóre piszę w jeden dzień, a na inne potrzeba nawet kilka.

    Za buty Edwarda Greena w regularnej cenie trzeba zapłacić zwykle ponad 900 funtów. Według mnie życzą sobie trochę za dużo. Stosunek jakości do ceny nie wypada zbyt dobrze, ale za mniejszą sumę jak najbardziej warto.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Co klasyka to klasyka. Z tym, że ja zamiast wkładanych butów wolę wiązane. Ale to już kwestia gustu. Ciekawy wybór eleganckich i jakościowo dobrych butów znalazłem ostatnio na https://butymodne.pl/nikopol-skora-naturalna-p29.f125.html . Z rozmiarówką też nie ma problemu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyglądają przepięknie. Widać, że wyróżnia je jakoś wykonania oraz styl

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...